niedziela, 19 października 2014

6. Brat i siostra.


Nigdy nie pomyślałabym, że w tym świecie spotka mnie jeszcze coś miłego. Zdawało mi się, że już zawszę będę zdana na samą siebie. A tu proszę. Żyję sobie w domku na drzewie, wraz z małą dziewczynką i dwom szurniętymi dziewczynami, w tym jedną psychofanką yaoi. Czy mogłoby być lepiej? Wychodzi na to, że tak...
Ostatnim czasem ciągle prześladowała mnie twarz chłopaka, który dawno temu uratował mi życie. Jego cudne oczy wpatrywały się we mnie w snach, sprawiając, że rano budziłam się z głośnym biciem serca. Próbowałam to ignorować, ale objawy tylko się nasilały. Ciągle zastanawiałam się, czy jest bezpieczny. Ani razu nie dopuściłam do siebie myśli, że mógłby nie żyć.
Nasze sielankowe życie zostało przerwane, gdy odmieniona Alice oznajmiła, że zabrakło jej żelków.
- MOJE ŻELUSIE...- krzyczała, łażąc z kąta w kąt.- ODDAJCIE MI JE.
- Przecież sama je zeżarłaś.- spojrzała na nią Mayumi kątem oka.- A więc teraz się nie drzyj.
- A-Ale ja chcę je zjeść.- spojrzała błagalnie na niebiesko-włosą, a gdy zobaczyła, że to nie przynosi żadnego skutku, przeniosła wzrok na mnie.
- O nie... Nie.
- Proszę Hiranuś...
- Wiesz, że przez twoje "żelusie" mogę zostać pożywieniem dla tych potworów.
- No tak, ale przecież dasz sobie radę. Już nie raz widziałyśmy Cię w akcji, co nie Mayumi?- odwróciła się, szukając wsparcia u koleżanki.
- No tak, ale...-zaczęła dziewczyna.
- No widzisz, skopisz im wszystkim tyłki, a jak nie to zrobimy Ci ładny pomnik. Prooszę.~
- Eh... no, ale jeśli zginę w wyprawie po żelki, to mój duch będzie cię prześladował do końca życia.
- Hirane, na prawdę nie musisz tego robić. Temu deklowi nic się nie stanie, jeśli nie będzie miał tego co chce.- podeszła do mnie Mayumi, gdy akurat pakowałam broń.
- I tak kończy nam się pare rzeczy. Poza tym nie lubię przesiadywać bezczynnie tyle czasu.
- To może chociaż pójdę z tobą?
Spojrzałam na nią z uśmiechem i położyłam dłonie na jej ramionach.
- Wszystko będzie dobrze. Dam sobie radę. Ty zostań tu i zaopiekuj się nimi. No i przypilnuj, by Alice nie pokazała czegoś nieodpowiedniego Miyo.
Spojrzałam znacząco na śpiącą na dywanie dziewczynę. Głowę miała podpartą na prawej ręce, natomiast lewą czule przytulała śpiącą Miyo.
- Dobra... Ale wiesz, że jak nie wrócisz to skąpię Ci tyłek?
- Wiem, wiem.- zaśmiałam się.- A teraz jeśli pozwolisz, pójdę się trochę zdrzemnąć.
Ułożyłam się wygodnie na jednej z czterech mat, ułożonych w kącie. W takiej pozycji mogłam sobie pozwolić na okazanie prawdziwych uczuć. Ręce zacisnęłam w pięści i przyłożyłam je do miejsca, w którym moje serce biło jak oszalałe. Cała się trzęsłam ze strachu. Bałam się, że ta wyprawa będzie moją ostatnią...
~~~
Obudziłam się, gdy słońce akurat wchodziło. Wszyscy oprócz mnie jeszcze spali. Zmusiłam się, by powolnymi krokami pozabierać wszystko co mi się przyda. Nie było tego za dużo. Jedynie duży plecak, do którego wrzuciłam jedynie trochę suchego jedzenia i naboi. Reszta miejsca była przeznaczona na łupy.
Przed wyjściem jeszcze raz spojrzałam na swoje towarzyszki i zabrałam się do odbezpieczania wyjścia. Nagle poczułam, że coś mnie chwyta za rękę. Już miałam odruchowo wyszarpnąć rękę, gdy zobaczyłam kawałek charakterystycznej fioletowej bluzy.
- Hirane, gdzie idziesz?- zapytała mnie zaspanym głosem dziewczynka.
- Zapasy nam się kończą, ktoś musi je uzupełnić.
Podeszła do mnie i przytuliła się do mnie.
- Ale ja nie chcę żebyś tam szła...
Wtuliłam ją w siebie i delikatnie głaskałam po główce.
- Nie martw się. Nic mi nie będzie. Ale Miyoś mam do ciebie małą prośbę.-na te słowa dziewczynka z ciekawością.- zaopiekuj się tamtą dwójką, dobrze?
- Jasne.- odpowiedziała mi z uśmiechem. W jej małych, fioletowych oczkach dostrzegłam bezgraniczną ufność. Szybko odwróciłam wzrok i wyskoczyłam przed klapę. Gdybym tam dłużej została zaczęłabym sobie wyobrażać jak będą wyglądać te oczy, gdy nie wrócę.
~~~
Jak zwykle przemieszczałam się głównie po dachach. Starałam się jak najmniej patrzeć w dół. Wiedziałam, że nawet najmniejsza dezorientacja, może poskutkować w najlepszym wypadku złamaniem jakiejś kończyny, a wtedy moje szanse przeżycia zmalałyby prawie że do zera.
Znalazłam wszystkie rzeczy, które były na wykończeniu. Miałam już wracać, gdy przypomniałam sobie, że ciągle nie znalazłam żadnych żelków dla Alice.
Wspięłam się na sam czubek najwyższego budynku i z uwagą przyglądałam się ruinom miasta. Gdzieś w trzecim rzędzie zabudowań ujrzałam szyld "Cukiernia". Zadowolona, że już za niedługo będę z powrotem w domu, zaczęłam zręcznie przeskakiwać z dachu na dach. Udawało mi się robić to niemal bezszelestnie. Raz się tylko nie udało. Gdy byłam już tak, blisko, że mogłam odróżnić kolory żarówek, z których tworzył się napis, źle ustawiłam nogę i tylko na sekundę straciłam przyczepność.
Próbowałam się czegoś złapać, ale bezskutecznie. Moje ciało nie ubłagalnie poddawało się sile grawitacji. Próbowałam skulić się, by osłonić głowę, ale wiedziała, że to daremne. Napięłam ciało w oczekiwaniu na przeszywający ból, ale nie poczułam nic takiego, jedynie jakieś przyjemnie ciepło.
Zdałam sobie sprawę, że mam zamknięte oczy. Powoli je otworzyłam i myślałam, że już umarłam. Te oczy, które wpatrywały się we mnie w snach, teraz naprawdę na mnie patrzyły.
- Nic ci nie jest?- jego głos powoli przywrócił mnie do rzeczywistości. W jednej chwili zdałam sobie sprawę, że znajduję się w jego ramionach i wpatruję się w niego jak idiotka.
- Nie nic... N-naprawdę nic.- zaczęłam się miotać w jego ramionach.` M-Możesz mnie już puścić.
Posłusznie odstawił mnie na ziemie. Odwróciłam się do niego tyłem, próbując ukryć swoje rumieńce. Zza swoich pleców usłyszałam ciepły, śmiech, który sprawił, że moje serce podskoczyło.
- Od dawana nie widziałem, czegoś tak słodkiego.
Ledwie zdążył wypowiedzieć te słowa, do naszych uszów dobiegły głośne pojękiwania.
- Cholera... Wytropili nas.- nim zdążyłam zrobić krok chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć mnie uliczką za kawiarnie. Z trudem zmusiłam się, by nie myśleć o cieple jego dłoni. Teraz najważniejsze było to, by przeżyć.
Biegliśmy przez wąskie uliczki, które raz po raz rozwidlały się. Początkowo chłopak wiedział, gdzie biec, ale później zaczynały się problemy. Kilka razy musieliśmy zawracać z ślepej uliczki. Zombie niebezpiecznie zbliżały się do nas.
Wybiegliśmy na plac, w którym kiedyś uratowałam Miyo. Patrzyłam prosto przed siebie. Bałam się rozejrzeć. Nie chciałam zobaczyć gdzieś oderwanej głowy matki dziewczynki. A jedyne czego nie jedzą w całości zombie to są właśnie głowy.
Dokładnie w połowie placu drogę ucieczki odcięły nam dwie grupy trupów. Chwiejnie podchodziły do nas, przypominały mi pułapkę, którą często wykorzystują w filmach. Dwie .ściany bezlitośnie zbliżały się do siebie, traktując ludzi pomiędzy nimi jako nic niewarte przeszkody.
Chłopak wciąż trzymał mnie za rękę, za którą pociągnął mnie do zabudowań.
- Wyrzucę cię w górę. Powinnaś dać radę potem wspiąć się na dach i...
- Nie zostawię cię tu na pewną śmierć. Albo przeżyjemy razem, albo oboje zginiemy. - powiedziałam, zdejmując plecak. Wyjęłam naboje, które szybkim ruchem załadowałam do magazynku pistoletu.
Zrobiłam kilka kroków do przodu i zaczęłam strzelać. Pociski trafiały dokładnie tam, gdzie chciałam czyli w głowy.
Gdyby nie było ich coraz, więcej i nie otaczali nas z dwóch stron, może wtedy dawałoby to jakieś rezultaty.
- To na nic.- opuściłam rozgrzaną lufę pistoletu.
Poczułam jego ręce na moich ramionach i w tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że cała drżę z przerażenia.
- Spokojnie, uspokój się.- z jego dotykiem wydawało mi się to niewykonalne. - Mam plan ale musisz mi w stu procentach zaufać.- kiwnęłam tylko głową.- A więc musimy pobiec wprost na nich i przedrzeć się.- spojrzała mi prosto w oczy. a ja znów zdolna byłam wykonać tylko ten prosty gest.
Podał mi do ręki gruby kij, który leżał w zgliszczach budynku.
- Trzy... Czte... Ry!
Zaczęliśmy biec wprost na tłum zombie. Mocno w rękach trzymałam kij. Gdy tylko nadarzyła się okazja zamachnęłam się nim. Uderzył prost w prawie całkowicie obdartą ze skóry twarz trupa. Czarna krew trysnęła na mnie, ale ja biegłam dalej za Zero. Wierzyłam i ufałam, że mnie z tego wyciągnie.
Dopiero teraz zauważyłam, że chłopak dzierży w dłoni mały miecz. Ciął nim na lewo i na prawo. Widziałam pot na jego skroni i to jak desperacko chce nas z tond wyciągnąć. Prawie mu się udało.
Gdy przed nami została jedynie garstka zombie, dostrzegłam, ze jeden z nich gotuje się do skoku wprost na mojego towarzysza. Bez zastanowienia pchnęłam go do przodu. Bezwładne ciało trupa runęło na mnie. Rzucał się oszalały, a ja jedyne co mogłam zrobić to trzymać jego zakrwawioną gębę na wyciągnięcie ramion. Pazurami rozorywał moje ciało. Łzy bólu cisnęły mi się na oczy. Nagle przestał się szamotać. Jego śmierdzące cielsko, zostało zrzucone ze mnie.
Nade mną zobaczyłam chłopaka. Wyglądał jakby oszalał. Ciął mieczem bez opamiętania, nie pozwalając im zbliżyć się do mnie. Może zabrzmi to nierealnie, ale zabił ich wszystkich.
Próbowałam wstać, ale nie mogłam. Powoli traciłam ostrość widzenia. Ukląkł przy mnie i delikatnie zaczął gładzić mnie po głowie.
- Nie. Nie! Trzymaj się. Zaraz, zaraz znajdę jakieś leki i schronienie tylko nie zamykaj oczu!
Pociągnęłam go lekko za rękaw jego szarej koszuli.
-J-ja wiem, gdzie iść... - powiedziałam cichym głosem.
Wziął mnie na ręce i mocno wtulił w siebie.
Nie pamiętam zbytnio co się dalej działo, wiem jedynie, że ostatkiem sił prowadziłam go do domku na drzewie.
Już z daleko słychać, było ożywione rozmowy. Sprawnym ruchem wspiął się pod drabince i jedną ręką otworzył klapę.
Wraz z naszym pojawieniem nastała grobowa cisza. Zapamiętałam sobie, że później ochrzanię je za to,  że nie zabezpieczyły wejścia.
Nagle poczułam, że coś kapie na moją twarz. Podniosłam zamglone oczy do góry i zobaczyłam, że to były łzy chłopaka.
- Miyo ty żyjesz...- wyszeptał głosem przepełnionym od uczuć.
- Braciszek Zero?- powiedziała uradowanym głosem mała dziewczynka.
"Zero" to było ostatnie słowo, którego uchwyciłam się jak deski ratunkowej, gdy zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością.

niedziela, 12 października 2014

5. Trzy historie, jeden cel.


Zadziwiające jest to jak dzieci są ufne. Miyo, ani razu nie zapytała dokąd idziemy, posłusznie kroczyła za mną. Miała spuszczoną głowę, a jej długie, różowe włosy wypływały spod kaptura z uszami królika, opadając w nieładzie na jej okrągłą, zapłakaną buzię. Żałowałam, że w tej chwili nie mam przy sobie jakiejś chusteczki, czy czegoś w tym stylu. Niestety nawet przez myśl mi nie przeszło, by zaopatrzyć się w taki towar.
Mniej więcej w połowie drogi do domku na drzewie wyczułam, że dziewczynka jest zmęczona i z trudem łapie oddech. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się.
- Miyo, poczekasz tutaj na mnie chwilę?
Momentalnie podniosła na mnie wzrok, w którym widać było strach.
- Miyo chce iść z Tobą.~ - Błagalnie wpatrywała się we mnie. Początkowo myślałam, że boi się zostać sama, ale gdy tak patrzyła, wszystko zrozumiałam. Ona po prostu bała się, że ją tutaj zostawię.
Uklękłam przed nią i zdjęłam z szyi naszyjnik, który dostałam od Ayumi na szesnaste urodziny. Ponoć to jakiś talizman, mający wzmacniać charakter właściciela, ale szczerze jakoś w to wątpiłam.
- Proszę, to mój magiczny talizman. Będzie Cię bronił przed złymi istotami.- delikatnie położyłam łańcuszek na jej dłoni- Ale musisz uważać na niego, jest dla mnie bardzo ważny.- uśmiechnęłam się i pogłaskałam ją po główce.- No, a teraz odpocznij sobie, a ja zaraz wrócę.
Dziewczynka kiwnęła główką i uśmiechnęła się, ostrożnie siadając na szczycie dachu, na którym obecnie się znajdowałyśmy.
Przykucnęłam i powoli zaczęłam zsuwać się po dachu. Przy jego końcu chwyciłam się rynny i zeskoczyłam. Wylądowałam prawie że bezszelestnie, ale dla pewności przymknęłam oczu i skupiłam się na otaczających mnie dźwiękach. Nic nie usłyszałam, więc zaczęłam biec wąską uliczką. Mijałam zgliszcza budynków, w których jeszcze nie dawno żyli ludzie. Raz po raz mijałam wielkie, zaschnięte plamy na murach i ścianach. Gdzieniegdzie leżały części ludzkich ciał. Większość z nich była w stanie rozkładu, a smród z nich był nie do wytrzymania. Boleśnie szczypał mnie w nos, więc przyśpieszyłam chcąc jak najszybciej się stąd wydostać.
Wybiegłam wprost na główny plac, a tam moim oczom ukazał się masakryczny widok. W miejscu gdzie kiedyś znajdowała się fontanna, teraz stał wysoki na co najmniej dwa metry kopiec ze szczątków ludzkich ciał. Jedne były całkowicie zmasakrowane, innym brakowało tylko pojedynczych kończyn. Ale wszystkie łączyło jedno: każde miała roztrzaskaną czaszkę.
Nogi się pode mną ugięły pociągając całe moje ciało w dół. W obolałych od smrodu oczach, zaczęły zbierać mi się olbrzymie krople łez. Nie mogłam ich powstrzymać, ten widok wstrząsnął mną dogłębnie. Owszem zdawałam sobie sprawę, że zombie to potwory, które pożerają ludzi. Ale nigdy nie myślałam o tym jak bezdusznie traktowane są ich ciała. Zrzucane w jedno miejsce jak zwykłe odpady.
Nagle gdzieś z lewej strony usłyszałam cichy szum. Zmusiłam się, by wstać i schowałam się za rogiem budynku. Przycupnęłam w pozycji bojowej i wyjęłam swój sztylet i czekałam. Nagle usłyszałam, że ten szum to rozmowa. Z uwagą wypatrywałam tego, kto jest na tyle szalony by rozmawiać na cały głos w świecie zamieszkanym przez zombie.
- Doprawdy musisz się tak ociągać?- zapytał jakiś srogi głos.
- Oj no przestań. Weź ty się człowieku wreszcie uśmiechnij, bo na starość będziesz miała takie zmarszczki jak wujek Andrzej.- odpowiedział mu inny trochę naburmuszony.
- Do cholery, przecież ja nie znam żadnego Andrzeja!
Mówiąc to, akurat weszły na plac. Odetchnęłam głęboko z ulgą. Były to dwie dziewczyny, gdzieś w moim wieku. Jedna z nich miała niebieskie włosy, a jej twarz zdawała się promieniować szczęściem i dobrocią. Druga zaś była jej całkowitym przeciwieństwem. Brązowe włosy opadały jej na twarz, na której nie można było dostrzec żadnych uczuć. Nawet, gdy jej wzrok padł na górę trupów na jej twarzy nie można było dostrzec reakcji, jedynie szepnęła coś do swojej towarzyszki, której oczy były lekko zaczerwienione nie wiem, czy od smrodu, czy od wzruszenia.
- Wyłaź stamtąd!- powiedziała brązowo włosa zimnym tonem, wpatrując się w moją stronę.
Jakim cudem mnie zobaczyła? No nic... Koniec ukrywania. Pewnie stanęłam naprzeciw nich, zaciskając swoją lewą dłoń na sztylecie.
- Kim jesteś i dlaczego nas podsłuchujesz?- teraz dla odmiany jej twarz wykrzywił grymas złości.
- Jestem Hirane, należę do Armii Wyzwolenia.- powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy.
Na moje słowa z jej twarzy częściowo zeszła złość.
- Bardzo interesujące... Naprawdę...
- Daj spokój Alice, ona jest taka jak my.- wtrąciła się niebiesko-włosa, delikatnie pociągając ją za ramię.
- A rób sobie co chcesz. Tylko nie miej do mnie później pretensji jak Ci podetnie gardła, czy coś w tym stylu.- odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem podeszła do stosu, przyglądając się mu.
- Przepraszam za nią.- uśmiechnęła się zawstydzona- Alice dużo przeszła i po prostu jest nie ufna.- obejrzała się przez ramię.
- Nic się nie stało.- odpowiedziałam na jej uśmiech.
Dziewczyna przyglądała mi się z zaciekawieniem, po czym podeszła do mnie z wyciągniętą ręką.
- Jestem Mayumi, miło mi Cię poznać.
Uścisnęłam jej dłoń.
- Hirane.
Przyjrzałam się jej z bliska. Była szczupła i nie za wysoka. Ubrana była w odcienie niebieskiego i fioletu.
Nagle przypomniałam sobie o bardzo ważnej rzeczy. Ciągle nie znalazłam żadnej rzeczy dla Miyo, a ona umiera pewnie tam ze strachu.
- Miło było was również poznać, ale niestety muszę iść. Mam pod opieką małą dziewczynkę, a nie mam dla niej żadnych ubrań. Poza tym niebezpiecznie jest stać długo w tym samym miejscu.
- Bez obaw w promieniu paru kilometrów nie ma tu żadnego zombie. Przecież wy...- Mayumi nie zdążyła dokończyć, gdy ta druga zatkała jej usta ręką.
- Siedź cicho!
- D-dobra...- powiedziała lekko zawstydzona niebiesko włosa.- Ale Alice ja chcę jej pomóc!- spojrzała jej w oczy z uporem. Z boku wyglądała jak małe dziecko mówiące, że chce mieć nową zabawkę.
- Nie ma mowy! Musimy znaleźć sobie jakoś kwaterę.
- Etoo... Nie chcę się wtrącać, ale znalazłam ostatnio duży domek na drzewie. Mogłybyście odpocząć trochę i ruszyć w dalszą drogę.
- Słyszysz Alice? Chodźmy z nią. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spałam więcej niż dwie godziny.
- Nie ma takiej opcji.- Mayumi chwyciła ją za rękaw jej białej koszuli, która miejscami przyozdobiona była brudem i czerwonymi kropelkami krrwi.
- Prooooszę. ~
Alice odwróciła wzrok i niechętnie powiedziała:
- Dobra. Ale tylko dzień góra dwa.
- Dziękuję.- spojrzała na mnie.- Dobra prowadź Hirane!
- Dobra, chodźcie za mną.
Biegłyśmy prosto przed siebie. Raz po raz wchodziłyśmy do jakiegoś sklepu biorąc parę przydatnych rzeczy. Mayumi zawsze zostawała na zewnątrz i obserwowała, czy nigdzie nie ma zagrożenia.
Gdy wróciłam tam gdzie zostawiłam Miyo, dziewczynka siedziała skulona dokładnie w tym miejscu co wcześniej.
- Miyo już jestem.- słysząc mój głos podniosła uradowana główkę, ale gdy zobaczyła dwie obce dziewczyny za mną trochę się przestraszyła.- Chciałabym Ci przedstawić kogoś. To Alice i Mayumi, będę z nami przez chwilę mieszkać.
Dziewczyna kiwnęła główką, natomiast weselsza z dwójki podeszła do niej i z uśmiechem powiedziała.- Miło Cię poznać Miyoś.
- P-panią też.- malutka uśmiechnęła się wesoło.
- Dobra ruszajmy się, zaraz się ściemni. Miyo wskakuj na plecy.- malutka posłusznie wykonała moją prośbę, a ja wraz z nią na plecach, zaczęłam biec.
Po drodze na zmianę nosiliśmy Miyo wraz z Mayumi, Alice natomiast szła za nami cicho nie wydając, żadnych dźwięków.
Doszliśmy do domku tuż przed zmierzchem. Najpierw weszłam ja z pakunkami, później dziewczyny podały mi Miyo, następnie same weszły. Początkowo nikt się do nikogo nie odzywał. Jedynie Mayumi wraz z Alice szeptały cicho jakby się sprzeczając. Postanowiłam je zostawić w spokoju i próbowałam przebrać Miyo. Jej ubrania były brudne i poniszczone. Nowe spodnie nałożyła bez przeszkód, niestety nie mogłam zmusić jej do zdjęcia bluzy, cały czas mówiła z uporem:
- To prezent od mamy, nie zdejmę jej!
W końcu odpuściłam jej i zmęczona usiadłam w rogu, opierając się o ścianę. Przymknęłam oczy.
- Hirane?- po kilku sekundach usłyszałam głos Mayumi, otworzyłam oczy i zobaczyłam, że siedzi naprzeciw mnie.- Chciałabym Ci coś opowiedzieć.
Potrząsnęłam głową, by skupić swoją uwagę na niej.
- Mów. - uśmiechnęłam się.
- Ja nie mam ochoty tego słuchać. - odezwała się Alice.- Masz coś do czytania?
- Mam pare mang w plecaku, no i są tu jeszcze jakieś książki o łowiectwie.
- Yhym... Dzięki.
- A więc...- zaczęła Mayumi, w tej chwili przekierowałam swoją całą uwagę na niej.- Opowiem Ci historię o siostrze i jej ukochanym braciszku. Siostra od zawsze była samotna. Matka zaszła w ciąże, akurat na ostatnim roku studiów. W dniu porodu akurat miała zdawać egzamin końcowy. Niestety nie dano jej drugiego terminu, w wyniku czego oblała. Za swoje niepowodzenie, całą winą obarczyła swoje dziecko, przez co po prostu je znienawidziła.
Ojciec nigdy nie chciał mieć dzieci. Uważał je za rozwrzeszczane bachory, na które trzeba wydawać tylko kasę. Po urodzeniu dziewczynki musiał podąć dodatkową pracę, przez to zawsze był wykończony. Winą za swoje ciężkie życie obarczył córkę, na którą nie mógł po prostu patrzeć.
Dziewczynka dorastała w całkowitej samotności. Od małego uczyła się samodzielności. Nigdy nie miała od nikogo wsparcia. W szkole była obiektem drwin i chamskich żartów. Bezduszne dzieci szarpały ją i popychały, tylko dlatego, że chodziła w za dużych, poniszczonych ubraniach (jej rodzice nie chcieli wydawać pieniędzy na ubrania dla niej, więc dostawała takie, w których inni wstydzili się już chodzić).
Mała dziewczynka myślała, że do końca życie będzie samotna, gdy pewnego dnia na świat przyszedł jej brat. Opiekowała się nim z całego serca. Gdy dorósł stał się jedyną osobą, która nie wyśmiewała się z niej.Rodzice za wszelką cenę próbowali ich rozdzielić. Ale oni lgnęli do siebie jak magnes i wspierając się we wszystkim.
Gdy wybuchła epidemia,akurat bawili się na podwórku. Zombie zaczęły powoli taranować płot. Rodzice szybko wybiegli z domu i zabrali tylko jej młodszego braciszka, a ją pozostawili samą, wśród tłumu zombie...
Nawet jej to zbytnio nie zabolało, byłą szczęśliwa, że jej ukochany braciszek jest bezpieczny. Jednak nie chciała ginąć, więc w jakimś odruchu wdrapała się na drzewo, znajdujące się tuż koło okna do jej pokoju. Przytuliła się do pnia i czekała, aż bestie sobie pójdą. Nagle usłyszała huk. Zombie wyważyły drzwi wejściowe i wdarły się do środka. Spoglądając przez okno, że pozostali członkowie jej rodziny schowali się otóż w tym pokoju. W jednej chwili stali i rozmawiali w drugiej, stado zombie rozszarpywało ich ciała.
Dziewczynka krzyczała długo jeszcze po tym, jak zombie odeszły. Zapłakaną, siedzącą na drzewie znalazła inna dziewczyna.
- Nic Ci nie jest? - zapytała z troską.
- M-Mój braciszek...- załkała żałośnie.
- Wiem co czujesz, moich rodziców też to zeżarło, ale nie możesz tak siedzieć, chodź ze mną.
I tak drogi dwóch nieznajomych dziewczynek połączyły się w jeden. Podróżowały razem, ani na chwilę nie zostawiały siebie samych. Pierwsza z nich zamknęła się w sobie i stała się czymś podobnych do tych trupów. Nie mogła pogodzić się ze stratą siostry.
Pewnego dnia podróżowały przez jakąś polanę. Nagle ni stąd ni z zowąd przed nimi trzy zombie. Rzuciły się na drugą dziewczynkę. Pierwsza błyskawicznie roztrzaskała im głowy kijem bejsbolowym. Niestety jeden z nich zdążył ugryźć drugą.
Pierwsza z niepokojem przyglądała się drugiej. Gotowa zabić ją, gdyby tylko zobaczyła jakieś objawy przemiany. Nic jednak się takiego nie stało. Druga jakimś cudem nie przemieniła się w zobmie, lecz uzyskała bardzo przydatną umiejętność mogła wyczuć ich obecność z dużej odległości.-W tym momencie Mayumi przerwała opowieść, spojrzała na mnie i podwinęła rękaw swojej niebieskiej bluzy.- Tymi dziewczynkami byłyśmy Alice i ja.- uśmiechnęła się lekko.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Spojrzałam na Alice udawała, że czyta ale tak naprawdę jej oczy całe zalane były łzami. Powiedziona jakimś instynktem podeszłam do niej i mocno przytuliłam.
- Tak mi przykro Alice...- wtuliła się we mnie i długo płakała. Gdy się uspokoiła postanowiła znów poczytać. Natomiast ja Mayumi i Miyo wzięłyśmy się za przygotowanie jakiegoś posiłku.
Nagle podbiegła do nas podekscytowana Alice i zaczęła wymachiwać nam przed oczami jakąś sceną z mangi.
- O paczcie. O kurde oni to zaraz zrobią. Ja nie mogę . KYAAAA.~
Patrzyłyśmy na nią i nie wierzyliśmy własnym oczom. Miała uśmiechniętą twarz i zarumienione policzki.
- Bosh jakie to jest boskie.
Przytulała mocno do siebie mangę, kątem oka dojrzałam, że było to yaoi.
- Pokaż to. - wyciągnęłam dłoń chcąc zobaczyć co ją aż tak poruszyło.
- Ni ma uja for you.- odpowiedziała odwracając się na pięcie i zostawiając nas. Obie z Mayumi patrzyłyśmy na siebie wielkimi oczami. Jednogłośnie doszłyśmy do wniosku, że na naszych oczach dokonał się właśnie cud.

4. Nowy sens życia.



Minęły dwa tygodnie odkąd wstąpiłam do Armii Wyzwolenia. Pierwszy tydzień miałam coś na wzór przeszkolenia. Nauczono mnie jak używać broni oraz jak robić najmniej hałasu. Początkowo szło mi opornie, ale pod groźbą śmierci ludzie są w stanie dokonać cudów. 
Jak już wspomniałam minęły dwa tygodnie, czyli nadszedł czas, by samodzielnie ruszyć w świat. W przydziale dostałam dwa małe pistolety wraz z trzema pełnymi woreczkami naboi, oraz pełny plecak suchego prowiantu. 
Wedle zalecenia Yoha - dowódcy stawiłam się w białym pokoju, w którym pierwszy raz spotkałam członków Wyzwolenia. 
Ustawiłam się pod ścianą wraz z jeszcze trzema chłopakami. Wszyscy byli mniej więcej w moim wieku, wśród nich był również cudno-oki. Nie mogłam przestać wpatrywać się w niego, dopóki on nie spojrzał również na mnie, wtedy szybko odwróciłam wzrok, rumieniąc się przy tym jak burak. Skarciłam się w duchu, to nie pora, ani czas na jakieś romanse. Weź się w garść dziewczyno i uspokój się, bo zaraz kojtniesz tu na zawał. Słuchając rad samej siebie wzięłam kilka głębokich wdechów. Po kilku minutach udało mi się uspokoić oszalałe bicie serca. Nie chciałam ryzykować ponownej utraty kontroli nad sobą, więc dopóki nie usłyszałam głosu dowódcy, uporczywie wpatrywałam się w czubki swoich, znoszonych, skórzanych butów. 
- A więc nadszedł dzień końca waszego szkolenia. Tak jak dzieci...-urwał w pół tonu i rozejrzał się niezręcznie po sali.- Nie to może nie jest najlepsze porównanie...-odchrząknął i mówił dalej- Tak, więc jak małe pisklęta wyfruwają z gniazda, by zacząć samodzielne życie, tak i wy za chwilę opuścicie budynek i każdy z was wyruszy w swoją stronę. Wędrówka ta nie będzie łatwa, spotkacie na nich tysiące stworów, które kiedyś były ludźmi. W imieniu Armii Wyzwolenia jak i pozostałości ludzkości nakazuję wam, wybijać każdego umarlaka jaki stanie wam na drodze. Niektórzy będą przypominać wam bliskich, ale nie dajcie się zwieźć. To potwory, które pragną waszych wnętrzności. Jeśli chodź na chwilę stracicie czujność zatopią w was swoje ostre zębiska, a zwiotczałymi palcami rozprują wam brzuchy...-jego oczy spowiła dziwna mgła, zdawało się jakby, kiedyś coś takiego przeżył, a ból tamtego wydarzenia nie dawał mu do dziś spokoju.- Drogie dzieci walczcie póki będziecie miały siłę, jesteście jedyną nadzieją ludzkości.- Po tych słowach zdjął z głowy zieloną czapkę wojskową, spod której wyłoniły się siwe włosy. Ukłonił się nisko, czym wprawił nas w zakłopotanie. Niepewnie spojrzeliśmy po sobie, nie wiedząc jak się zachować. 
- Idźcie... Czas na was. 
Kiwnęliśmy równocześnie nogami, po czym uderzając piętami zasalutowaliśmy. Szybko wzięliśmy nasze przydziały i wybiegliśmy w nieznany świat. Odwróciłam się tylko raz i zobaczyłam wtedy jak brunet o cudnych oczach biegnie w przeciwnym kierunku. Nawet nie poznałam jego imienia... 
~~~ 
Początkowo trudno było mi się odnaleźć, lecz szybko nauczyłam się wykorzystywać wiedzę z szkolenia. Podróżowałam strzelając do każdego zombie napotkanego na drodze. Nocowałam wysoko na drzewach lub po prostu na dachach, odkryłam, że to jedyne bezpieczne miejsce przed trupami. 
Pewnego dnia przypadkiem trafiłam na domek na drzewie. Znajdował się dobre trzy metry nad ziemią, a do wnętrza prowadziła mała, zwijana drabinka. Z ciekawości postanowiłam wejść i sprawdzić go. 
Otworzyłam masywną klapę i weszłam do środka. Od dawna nie czułam się tak szczęśliwa. Znajdowało się tu łóżko z kołdrą i poduszką, jakiś segment z książkami oraz żółty dywan. Cztery okienka na każdej ze ścian dawały możliwości wypatrzenia wroga z odległości kilku set metrów. Nie wiem dokładnie kiedy postanowiłam tu zamieszkać, ale zabezpieczywszy wejście runęłam na łóżko i zapadłam w głęboki sen. 
Obudziłam się następnego dnia wyspana jak nigdy dotąd,ale też i głodna. Niestety zapasy prawie mi się skończyły i musiałam udać się do miasta po jakieś jedzenie. Uzbroiłam się w mały sztylecik-który znalazłam po drodze- i ruszyłam na północ. 
Poruszałam się głównie dachami, po drodze zbierałam wszystko co nadawało się do użytku, czyli: ubrania, jedzenie i broń. Niestety nie mogłam się powstrzymać, gdy weszłam do sklepu z książkami i wzięłam kilka mang. 
Gdy miałam już wracać do domu usłyszałam krzyk i płacz. W pierwszym odruchu chciałam pobiec z powrotem do domku, ale przypomniałam sobie jak zachowywałam się pierwszego dnia epidemii. Nie chciałam patrzeć bezczynnie na kolejną śmierć, więc zerwałam się do biegu. 
Krzyk dochodził z głównego placu. Stałam na dachu jakiegoś budynku, a pod sobą widziałam sylwetkę kobiety z dzieckiem uciekającymi przed chmarą zombie. Wiedziałam, że nie mają szans na ucieczkę, ale musiałam im pomóc. 
Zeskoczyłam z dachu i zaczęłam biec w ich stronę. Kobieta zauważyła mnie, a w jej oczach zapaliła się iskierka nadziei. Lecz w tej samej chwili jakiś zombie złapał ją za kostkę, w wyniku czego upadła i wypuściła z rąk dziecko w fioletowej bluzie. 
Trupy zaczęły wgryzać się w jej ciało. Spojrzała na mnie i głosem desperacji krzyknęła: 
- Ratuj moją córkę, proszę! 
Kiwnęłam głową i podniosłam z ziemi zapłakaną dziewczynkę. Drżała ze strachu i krzyczała mi do ucha: 
- Puść mnie ja chcę do mamy! 
Próbowała mi się wyrwać, ale trzymałam ją kurczowo. Biegłam ile miałam tylko sił w nogach. Ostatkiem sił wbiegłam na dach, a tam puściłam dziewczynkę i upadłam na kolana. Płuca płonęły mi żywym ogniem, ale to nie był czas na na zajmowanie się sobą. Ktoś inny teraz potrzebował mojej pomocy. 
- Nic... Nic Ci nie jest?-wysapałam ledwo żywa. 
Dziewczynka spojrzała na mnie załzawionymi oczkami i pokręciła przecząco główką. Cichym głosikiem zapytała: 
- Co teraz ze mną będzie? 
Nie zastanawiałam się, ani chwilę nad odpowiedzią, tylko podeszłam do niej i przytuliłam ją mocno do siebie. 
- Jak masz na imię? 
- M-Miyo... 
- Ja jestem Hirane. Obiecuję Ci, że od tej chwili nie pozwolę, by coś złego Ci się stało. Zaopiekuję się Tobą. 
Dziewczynka nie powiedziała nic tylko mocno chwyciła mnie za szyję i rozpłakała się. Czułam ciężar jej łez i nie mogąc nic innego zrobić, gładziłam ją po plecach.

3. Smak rozpaczy.



Biegłam, nie odwracając się za siebie. Nie czułam nic... Byłam na skraju załamania. Ayumi... moja Ayumi nie żyje... I to przeze mnie...
Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nogi drżały tak, że ledwie panowałam na nimi. Krew powoli sączyła się z ran, powstałych w wyniku bolesnego upadku z okna. Miałam wrażenie, że wraz z nią wycieka cała moja moja chęć do życia.
W biegu mijałam zdesperowanych ludzi, próbujących znaleźć schronienie przed bezlitosnymi zombie. Każdy myślał tylko o sobie, nikt nikomu nie pomagał. Gdy słychać było błagalne wołanie o pomoc, każdy żywy odwracał głowę i zaczynał biec w drugą stronę. Ja również tak robiłam... Chodź do tej pory czuję przeogromny wstyd za to....
Miasto przypominało krajobrazem scenę z krwawego horroru. Dawniej czarną ulice pokrywały teraz szkarłatne plamy krwi oraz kawałki ludzkich wnętrzności.
Raz po raz musiałam zawracać, gdy przede mną pojawiała się gromada ludojadów, która bezlitośnie miażdżyła pozostałości po biedakach, którym nie udało się uciec.
Nie mam pojęcia ile wtedy biegłam. Godzinę? Dwie? A może zaledwie parę minut? Wiem jedynie, że gdybym przypadkowo nie wbiegła w ślepą uliczkę, po kilkunastu chwilach nogi odmówiłyby mi posłuszeństwa. A gdybym upadła,leżałabym tam dopóki jakiś zombie nie odnalazłby mnie...
Wycieńczona oparłam się o ceglany mur. Był co najmniej trzy razy większy ode mnie. Dodatkowo nie było żadnych miejsc, by się chwycić.
Bez nadziei bezwładnie zsunęłam się w dół i schowałam głowę w ręce. Dopiero w tej chwili emocje, które pod przymusem zostały schowane głęboko, by nie przeszkadzały mi w ratowaniu życia, teraz boleśnie powracały na powierzchnię. Zaczęło do mnie docierać, że już nigdy więcej nie zobaczę uśmiechniętej twarzy Ayumi. Już nigdy nie ujrzę bliskich. Moje dawne życie skończyło się.
Nagle usłyszałam ciche pojękiwania. Idą po mnie... W tej samej niemalże chwili w budynku po prawej stronie otworzyły się z głośnym zgrzytem metalowe drzwi. Wybiegło z nich troje mężczyzn. Podeszło do mnie i bez słowa podniosło, niosąc mnie w stronę skąd przybyli.
- Puśćcie mnie!-zaczęłam się szarpać. Czego do cholery oni ode mnie chcą?! Najmłodszy z nich spojrzał na mnie wymownym spojrzeniem, które oznaczało po prostu "Zamknij się, jeśli chcesz przeżyć". Przestałam się rzucać, ale nie z powodu groźby, lecz jego oczu. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Wydawało mi się, że dopóki będą na mnie patrzyły, będę bezpieczna. Chłopak szybko odwrócił wzrok, a ja ciągle trwałam w tym dziwnym stanie otępienia. Nie docierało do mnie nic oprócz głośnego bicia serca.
Przez własną nie uwagę, nie pamiętałam drogi jaką przebyliśmy do małego pokoju, najprawdopodobniej kiedyś była tu chłodnia. Rozejrzałam się wokół mnie znajdowało się zbiorowisko kilkudziesięciu kobiet i mężczyzn w różnym przedziale wiekowym. Wszyscy patrzyli na mnie bez emocji, oprócz bruneta o cudnych oczach, który patrzył na mnie jakby z troską.
Posadzono mnie na krześle. Czułam się bezsilna i ledwo co dawałam radę usiedzieć na nim. Podeszła do mnie starsza kobieta ze strzykawką w ręce. Ostatkiem sił odskoczyłam w kąt pokoju.
- Przestań się wygłupiać. Chcę Ci tylko pomóc.- Szybkim ruchem chwyciła mnie za rękę i wbiła igłę. W kilka sekund odzyskałam świadomość i częściowo odzyskałam siły.
- D-Dziękuję.- powiedziałam lekko zakłopotana tym, że wcześniej posądzałam ich o to, że chcę mi coś zrobić.
Nagle do moich uszu dobiegł przeraźliwy dźwięk zgniatania metalu.
Wszyscy jakby na komendę chwycili broń (której wcześniej nie zauważyłam). Ta sama kobieta, która podała mi ten dziwny lek, rzuciła mi broń i krzyknęła wybiegając z pokoju.
- Chcesz przeżyć chodź z nami do Armii Wyzwolenia!
Bez zastanowienia pobiegłam za nimi. W ten właśnie sposób porzuciłam swoje stare życie i wkroczyłam w nowy, brutalny świat.