niedziela, 12 października 2014

3. Smak rozpaczy.



Biegłam, nie odwracając się za siebie. Nie czułam nic... Byłam na skraju załamania. Ayumi... moja Ayumi nie żyje... I to przeze mnie...
Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nogi drżały tak, że ledwie panowałam na nimi. Krew powoli sączyła się z ran, powstałych w wyniku bolesnego upadku z okna. Miałam wrażenie, że wraz z nią wycieka cała moja moja chęć do życia.
W biegu mijałam zdesperowanych ludzi, próbujących znaleźć schronienie przed bezlitosnymi zombie. Każdy myślał tylko o sobie, nikt nikomu nie pomagał. Gdy słychać było błagalne wołanie o pomoc, każdy żywy odwracał głowę i zaczynał biec w drugą stronę. Ja również tak robiłam... Chodź do tej pory czuję przeogromny wstyd za to....
Miasto przypominało krajobrazem scenę z krwawego horroru. Dawniej czarną ulice pokrywały teraz szkarłatne plamy krwi oraz kawałki ludzkich wnętrzności.
Raz po raz musiałam zawracać, gdy przede mną pojawiała się gromada ludojadów, która bezlitośnie miażdżyła pozostałości po biedakach, którym nie udało się uciec.
Nie mam pojęcia ile wtedy biegłam. Godzinę? Dwie? A może zaledwie parę minut? Wiem jedynie, że gdybym przypadkowo nie wbiegła w ślepą uliczkę, po kilkunastu chwilach nogi odmówiłyby mi posłuszeństwa. A gdybym upadła,leżałabym tam dopóki jakiś zombie nie odnalazłby mnie...
Wycieńczona oparłam się o ceglany mur. Był co najmniej trzy razy większy ode mnie. Dodatkowo nie było żadnych miejsc, by się chwycić.
Bez nadziei bezwładnie zsunęłam się w dół i schowałam głowę w ręce. Dopiero w tej chwili emocje, które pod przymusem zostały schowane głęboko, by nie przeszkadzały mi w ratowaniu życia, teraz boleśnie powracały na powierzchnię. Zaczęło do mnie docierać, że już nigdy więcej nie zobaczę uśmiechniętej twarzy Ayumi. Już nigdy nie ujrzę bliskich. Moje dawne życie skończyło się.
Nagle usłyszałam ciche pojękiwania. Idą po mnie... W tej samej niemalże chwili w budynku po prawej stronie otworzyły się z głośnym zgrzytem metalowe drzwi. Wybiegło z nich troje mężczyzn. Podeszło do mnie i bez słowa podniosło, niosąc mnie w stronę skąd przybyli.
- Puśćcie mnie!-zaczęłam się szarpać. Czego do cholery oni ode mnie chcą?! Najmłodszy z nich spojrzał na mnie wymownym spojrzeniem, które oznaczało po prostu "Zamknij się, jeśli chcesz przeżyć". Przestałam się rzucać, ale nie z powodu groźby, lecz jego oczu. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Wydawało mi się, że dopóki będą na mnie patrzyły, będę bezpieczna. Chłopak szybko odwrócił wzrok, a ja ciągle trwałam w tym dziwnym stanie otępienia. Nie docierało do mnie nic oprócz głośnego bicia serca.
Przez własną nie uwagę, nie pamiętałam drogi jaką przebyliśmy do małego pokoju, najprawdopodobniej kiedyś była tu chłodnia. Rozejrzałam się wokół mnie znajdowało się zbiorowisko kilkudziesięciu kobiet i mężczyzn w różnym przedziale wiekowym. Wszyscy patrzyli na mnie bez emocji, oprócz bruneta o cudnych oczach, który patrzył na mnie jakby z troską.
Posadzono mnie na krześle. Czułam się bezsilna i ledwo co dawałam radę usiedzieć na nim. Podeszła do mnie starsza kobieta ze strzykawką w ręce. Ostatkiem sił odskoczyłam w kąt pokoju.
- Przestań się wygłupiać. Chcę Ci tylko pomóc.- Szybkim ruchem chwyciła mnie za rękę i wbiła igłę. W kilka sekund odzyskałam świadomość i częściowo odzyskałam siły.
- D-Dziękuję.- powiedziałam lekko zakłopotana tym, że wcześniej posądzałam ich o to, że chcę mi coś zrobić.
Nagle do moich uszu dobiegł przeraźliwy dźwięk zgniatania metalu.
Wszyscy jakby na komendę chwycili broń (której wcześniej nie zauważyłam). Ta sama kobieta, która podała mi ten dziwny lek, rzuciła mi broń i krzyknęła wybiegając z pokoju.
- Chcesz przeżyć chodź z nami do Armii Wyzwolenia!
Bez zastanowienia pobiegłam za nimi. W ten właśnie sposób porzuciłam swoje stare życie i wkroczyłam w nowy, brutalny świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz