niedziela, 19 października 2014

6. Brat i siostra.


Nigdy nie pomyślałabym, że w tym świecie spotka mnie jeszcze coś miłego. Zdawało mi się, że już zawszę będę zdana na samą siebie. A tu proszę. Żyję sobie w domku na drzewie, wraz z małą dziewczynką i dwom szurniętymi dziewczynami, w tym jedną psychofanką yaoi. Czy mogłoby być lepiej? Wychodzi na to, że tak...
Ostatnim czasem ciągle prześladowała mnie twarz chłopaka, który dawno temu uratował mi życie. Jego cudne oczy wpatrywały się we mnie w snach, sprawiając, że rano budziłam się z głośnym biciem serca. Próbowałam to ignorować, ale objawy tylko się nasilały. Ciągle zastanawiałam się, czy jest bezpieczny. Ani razu nie dopuściłam do siebie myśli, że mógłby nie żyć.
Nasze sielankowe życie zostało przerwane, gdy odmieniona Alice oznajmiła, że zabrakło jej żelków.
- MOJE ŻELUSIE...- krzyczała, łażąc z kąta w kąt.- ODDAJCIE MI JE.
- Przecież sama je zeżarłaś.- spojrzała na nią Mayumi kątem oka.- A więc teraz się nie drzyj.
- A-Ale ja chcę je zjeść.- spojrzała błagalnie na niebiesko-włosą, a gdy zobaczyła, że to nie przynosi żadnego skutku, przeniosła wzrok na mnie.
- O nie... Nie.
- Proszę Hiranuś...
- Wiesz, że przez twoje "żelusie" mogę zostać pożywieniem dla tych potworów.
- No tak, ale przecież dasz sobie radę. Już nie raz widziałyśmy Cię w akcji, co nie Mayumi?- odwróciła się, szukając wsparcia u koleżanki.
- No tak, ale...-zaczęła dziewczyna.
- No widzisz, skopisz im wszystkim tyłki, a jak nie to zrobimy Ci ładny pomnik. Prooszę.~
- Eh... no, ale jeśli zginę w wyprawie po żelki, to mój duch będzie cię prześladował do końca życia.
- Hirane, na prawdę nie musisz tego robić. Temu deklowi nic się nie stanie, jeśli nie będzie miał tego co chce.- podeszła do mnie Mayumi, gdy akurat pakowałam broń.
- I tak kończy nam się pare rzeczy. Poza tym nie lubię przesiadywać bezczynnie tyle czasu.
- To może chociaż pójdę z tobą?
Spojrzałam na nią z uśmiechem i położyłam dłonie na jej ramionach.
- Wszystko będzie dobrze. Dam sobie radę. Ty zostań tu i zaopiekuj się nimi. No i przypilnuj, by Alice nie pokazała czegoś nieodpowiedniego Miyo.
Spojrzałam znacząco na śpiącą na dywanie dziewczynę. Głowę miała podpartą na prawej ręce, natomiast lewą czule przytulała śpiącą Miyo.
- Dobra... Ale wiesz, że jak nie wrócisz to skąpię Ci tyłek?
- Wiem, wiem.- zaśmiałam się.- A teraz jeśli pozwolisz, pójdę się trochę zdrzemnąć.
Ułożyłam się wygodnie na jednej z czterech mat, ułożonych w kącie. W takiej pozycji mogłam sobie pozwolić na okazanie prawdziwych uczuć. Ręce zacisnęłam w pięści i przyłożyłam je do miejsca, w którym moje serce biło jak oszalałe. Cała się trzęsłam ze strachu. Bałam się, że ta wyprawa będzie moją ostatnią...
~~~
Obudziłam się, gdy słońce akurat wchodziło. Wszyscy oprócz mnie jeszcze spali. Zmusiłam się, by powolnymi krokami pozabierać wszystko co mi się przyda. Nie było tego za dużo. Jedynie duży plecak, do którego wrzuciłam jedynie trochę suchego jedzenia i naboi. Reszta miejsca była przeznaczona na łupy.
Przed wyjściem jeszcze raz spojrzałam na swoje towarzyszki i zabrałam się do odbezpieczania wyjścia. Nagle poczułam, że coś mnie chwyta za rękę. Już miałam odruchowo wyszarpnąć rękę, gdy zobaczyłam kawałek charakterystycznej fioletowej bluzy.
- Hirane, gdzie idziesz?- zapytała mnie zaspanym głosem dziewczynka.
- Zapasy nam się kończą, ktoś musi je uzupełnić.
Podeszła do mnie i przytuliła się do mnie.
- Ale ja nie chcę żebyś tam szła...
Wtuliłam ją w siebie i delikatnie głaskałam po główce.
- Nie martw się. Nic mi nie będzie. Ale Miyoś mam do ciebie małą prośbę.-na te słowa dziewczynka z ciekawością.- zaopiekuj się tamtą dwójką, dobrze?
- Jasne.- odpowiedziała mi z uśmiechem. W jej małych, fioletowych oczkach dostrzegłam bezgraniczną ufność. Szybko odwróciłam wzrok i wyskoczyłam przed klapę. Gdybym tam dłużej została zaczęłabym sobie wyobrażać jak będą wyglądać te oczy, gdy nie wrócę.
~~~
Jak zwykle przemieszczałam się głównie po dachach. Starałam się jak najmniej patrzeć w dół. Wiedziałam, że nawet najmniejsza dezorientacja, może poskutkować w najlepszym wypadku złamaniem jakiejś kończyny, a wtedy moje szanse przeżycia zmalałyby prawie że do zera.
Znalazłam wszystkie rzeczy, które były na wykończeniu. Miałam już wracać, gdy przypomniałam sobie, że ciągle nie znalazłam żadnych żelków dla Alice.
Wspięłam się na sam czubek najwyższego budynku i z uwagą przyglądałam się ruinom miasta. Gdzieś w trzecim rzędzie zabudowań ujrzałam szyld "Cukiernia". Zadowolona, że już za niedługo będę z powrotem w domu, zaczęłam zręcznie przeskakiwać z dachu na dach. Udawało mi się robić to niemal bezszelestnie. Raz się tylko nie udało. Gdy byłam już tak, blisko, że mogłam odróżnić kolory żarówek, z których tworzył się napis, źle ustawiłam nogę i tylko na sekundę straciłam przyczepność.
Próbowałam się czegoś złapać, ale bezskutecznie. Moje ciało nie ubłagalnie poddawało się sile grawitacji. Próbowałam skulić się, by osłonić głowę, ale wiedziała, że to daremne. Napięłam ciało w oczekiwaniu na przeszywający ból, ale nie poczułam nic takiego, jedynie jakieś przyjemnie ciepło.
Zdałam sobie sprawę, że mam zamknięte oczy. Powoli je otworzyłam i myślałam, że już umarłam. Te oczy, które wpatrywały się we mnie w snach, teraz naprawdę na mnie patrzyły.
- Nic ci nie jest?- jego głos powoli przywrócił mnie do rzeczywistości. W jednej chwili zdałam sobie sprawę, że znajduję się w jego ramionach i wpatruję się w niego jak idiotka.
- Nie nic... N-naprawdę nic.- zaczęłam się miotać w jego ramionach.` M-Możesz mnie już puścić.
Posłusznie odstawił mnie na ziemie. Odwróciłam się do niego tyłem, próbując ukryć swoje rumieńce. Zza swoich pleców usłyszałam ciepły, śmiech, który sprawił, że moje serce podskoczyło.
- Od dawana nie widziałem, czegoś tak słodkiego.
Ledwie zdążył wypowiedzieć te słowa, do naszych uszów dobiegły głośne pojękiwania.
- Cholera... Wytropili nas.- nim zdążyłam zrobić krok chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć mnie uliczką za kawiarnie. Z trudem zmusiłam się, by nie myśleć o cieple jego dłoni. Teraz najważniejsze było to, by przeżyć.
Biegliśmy przez wąskie uliczki, które raz po raz rozwidlały się. Początkowo chłopak wiedział, gdzie biec, ale później zaczynały się problemy. Kilka razy musieliśmy zawracać z ślepej uliczki. Zombie niebezpiecznie zbliżały się do nas.
Wybiegliśmy na plac, w którym kiedyś uratowałam Miyo. Patrzyłam prosto przed siebie. Bałam się rozejrzeć. Nie chciałam zobaczyć gdzieś oderwanej głowy matki dziewczynki. A jedyne czego nie jedzą w całości zombie to są właśnie głowy.
Dokładnie w połowie placu drogę ucieczki odcięły nam dwie grupy trupów. Chwiejnie podchodziły do nas, przypominały mi pułapkę, którą często wykorzystują w filmach. Dwie .ściany bezlitośnie zbliżały się do siebie, traktując ludzi pomiędzy nimi jako nic niewarte przeszkody.
Chłopak wciąż trzymał mnie za rękę, za którą pociągnął mnie do zabudowań.
- Wyrzucę cię w górę. Powinnaś dać radę potem wspiąć się na dach i...
- Nie zostawię cię tu na pewną śmierć. Albo przeżyjemy razem, albo oboje zginiemy. - powiedziałam, zdejmując plecak. Wyjęłam naboje, które szybkim ruchem załadowałam do magazynku pistoletu.
Zrobiłam kilka kroków do przodu i zaczęłam strzelać. Pociski trafiały dokładnie tam, gdzie chciałam czyli w głowy.
Gdyby nie było ich coraz, więcej i nie otaczali nas z dwóch stron, może wtedy dawałoby to jakieś rezultaty.
- To na nic.- opuściłam rozgrzaną lufę pistoletu.
Poczułam jego ręce na moich ramionach i w tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że cała drżę z przerażenia.
- Spokojnie, uspokój się.- z jego dotykiem wydawało mi się to niewykonalne. - Mam plan ale musisz mi w stu procentach zaufać.- kiwnęłam tylko głową.- A więc musimy pobiec wprost na nich i przedrzeć się.- spojrzała mi prosto w oczy. a ja znów zdolna byłam wykonać tylko ten prosty gest.
Podał mi do ręki gruby kij, który leżał w zgliszczach budynku.
- Trzy... Czte... Ry!
Zaczęliśmy biec wprost na tłum zombie. Mocno w rękach trzymałam kij. Gdy tylko nadarzyła się okazja zamachnęłam się nim. Uderzył prost w prawie całkowicie obdartą ze skóry twarz trupa. Czarna krew trysnęła na mnie, ale ja biegłam dalej za Zero. Wierzyłam i ufałam, że mnie z tego wyciągnie.
Dopiero teraz zauważyłam, że chłopak dzierży w dłoni mały miecz. Ciął nim na lewo i na prawo. Widziałam pot na jego skroni i to jak desperacko chce nas z tond wyciągnąć. Prawie mu się udało.
Gdy przed nami została jedynie garstka zombie, dostrzegłam, ze jeden z nich gotuje się do skoku wprost na mojego towarzysza. Bez zastanowienia pchnęłam go do przodu. Bezwładne ciało trupa runęło na mnie. Rzucał się oszalały, a ja jedyne co mogłam zrobić to trzymać jego zakrwawioną gębę na wyciągnięcie ramion. Pazurami rozorywał moje ciało. Łzy bólu cisnęły mi się na oczy. Nagle przestał się szamotać. Jego śmierdzące cielsko, zostało zrzucone ze mnie.
Nade mną zobaczyłam chłopaka. Wyglądał jakby oszalał. Ciął mieczem bez opamiętania, nie pozwalając im zbliżyć się do mnie. Może zabrzmi to nierealnie, ale zabił ich wszystkich.
Próbowałam wstać, ale nie mogłam. Powoli traciłam ostrość widzenia. Ukląkł przy mnie i delikatnie zaczął gładzić mnie po głowie.
- Nie. Nie! Trzymaj się. Zaraz, zaraz znajdę jakieś leki i schronienie tylko nie zamykaj oczu!
Pociągnęłam go lekko za rękaw jego szarej koszuli.
-J-ja wiem, gdzie iść... - powiedziałam cichym głosem.
Wziął mnie na ręce i mocno wtulił w siebie.
Nie pamiętam zbytnio co się dalej działo, wiem jedynie, że ostatkiem sił prowadziłam go do domku na drzewie.
Już z daleko słychać, było ożywione rozmowy. Sprawnym ruchem wspiął się pod drabince i jedną ręką otworzył klapę.
Wraz z naszym pojawieniem nastała grobowa cisza. Zapamiętałam sobie, że później ochrzanię je za to,  że nie zabezpieczyły wejścia.
Nagle poczułam, że coś kapie na moją twarz. Podniosłam zamglone oczy do góry i zobaczyłam, że to były łzy chłopaka.
- Miyo ty żyjesz...- wyszeptał głosem przepełnionym od uczuć.
- Braciszek Zero?- powiedziała uradowanym głosem mała dziewczynka.
"Zero" to było ostatnie słowo, którego uchwyciłam się jak deski ratunkowej, gdy zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością.

1 komentarz: